Po śmierci kogoś bliskiego i bardzo ważnego dla mnie nie umiałam się pozbierać….
W domu, w którym mieszkałam trudno było żyć… Byłam coraz bardziej zmęczona, nie miałam siły wchodzić po schodach, myślałam, że jestem przepracowana…
W maju 2015 roku trafiłam na izbę przyjęć z powodu kołatań serca, wysokiego tętna i ogólnie złego samopoczucia. Lekarz powiedział – zbadaj tarczycę. Zbadałam. Wyszło, że mam niedoczynność (Hashimoto) ale mimo brania leków dalej źle się czułam. Już wiedziałam czego mam szukać, tylko nie wiedziałam gdzie…
31 sierpnia na Usg piersi znalazł się „winowajca” mojego samopoczucia… 2 października biopsja. 8-go wynik. Jak go odebrałam i byłam już pewna, że mam nowotwór byłam zła, bardzo zła i powiedziałam, że nie będę się leczyć!!! Po co? Jakie ja mam życie?
Po 2 dniach jednak postanowiłam zacząć się pakować i wynieść się z tego domu i wtedy zacząć leczenie, i nowe życie! Tak zrobiłam… 14-go pierwsza wizyta w Centrum Onkologii w Warszawie. 1 grudnia operacja (12 węzłów i całkowita lewa strona), której się bałam (bałam się tego, że przez jakiś czas będę zależna od innych i nic nie zrobię wokół siebie) ale już 7 grudnia sama farbowałam włosy 🙂 dłuugie włosy (jeszcze były). Wigilię też przygotowałam sama 🙂
W styczniu 2016 zaczęłam chemię… (4 czerwone 12 białych). Tydzień po pierwszej zgoliłam głowę na łyso (nie czekałam, aż będą wypadać) i poradziłam sobie. Po za pierwszą chemią reszta była do zniesienia 🙂 Wymyślałam, szukałam czegokolwiek, żeby się wspomóc, żeby przetrwać…
Któregoś dnia przeczytałam historię kobiet z Onkorejsu opisaną przez Jolę Mrotek-Grudzińską i pomyślałam ja muszę się z nimi skontaktować i do nich dołączyć 🙂 I tak trafiłam na Onkorejs Granicami Polski!!! Poszłam w nim jako koordynator trasą 11 Białowieża Bobrowniki Sokółka 🙂 …I miałam duuużo roboty przy tym 🙂 Ale ja nie umiem bezczynnie trwać….
14 lipca 2016 r. skończyłam chemię 😀 We wrześniu była jeszcze radioterapia….
Jestem chora i co z tego? Podchodzę do swojej choroby bardzo normalnie, zwyczajnie , rozmawiam o niej otwarcie, z każdym kto chce ze mną o tym rozmawiać i NIE BOJĘ SIĘ JEJ… to raczej ona ma ze mną kłopoty 🙂
„Jakże ciemno jest przed świtem… ale on zawsze nadchodzi…!”
Staram się o tym pamiętać…
W czasie chemioterapii, po 25 latach, odezwał się do mnie dawny kolega 🙂 Bardzo, bardzo mi pomógł. Wspierał w zmaganiach z chorobą , nie pozwalał się poddawać 🙂 Mój najbardziej zagorzały kibic Onkorejsu Granicami Polski. Muszę się przyznać, że chciałam uciekać jak się dowiedziałam o telewizji :p ale właśnie ten człowiek taak długo i cierpliwie mnie przekonywał, że nic mi się nie stanie, że zostałam i była to wspaniała, cudowna wyprawa <3 wspaniali ludzie <3 nie umiem znaleźć słów, którymi mogę to wyrazić (wszystkie za słabe 😀) wróciłam z marszu bardzo szczęśliwa (nawet mogę powiedzieć „dowartościowana”). Przywiózł mnie z Sokółki właśnie ten kolega i powiedział, że za rok bierze urlop i idzie z nami 😀 Zginął w wypadku tydzień później ….
Miesiąc później ktoś z Onkorejsu wstawił informację o grupie wsparcia w Warszawie, w fundacji Akademia Walki z Rakiem … Zapisałam się i tam też poznałam wspaniałych ludzi, których zaraziłam pasją Onkorejsowiczów i idą ze mną na marsz w czerwcu 😀
Gdyby nie Onkorejs – Wybieram Życie… Jakbym nie znała Onkorejsowiczów nie wiem czy bym się podniosła 🙁 Dają ogromną siłę i motywację do życia 😀
We wrześniu płynę na Zawiszy… Boję się, ale wiem, że niepoprawny optymista powiedziałby mi „Kasia nie bój się wszystko będzie dobrze 😀 i poparłby to solidnymi argumentami 😀
Jestem wdzięczna też za to, że mam tych ludzi z fundacji to jest MOJA SIŁA!!! 🙂 DZIĘKUJĘ <3
#onkorejs