Michał Molski

Lipiec 2008 rok. Dzień jak każdy inny, trzeba było iść do pracy.
Wszystko zaczęło się już dużo wcześniej tylko oczywiście człowiek zabiegany i nigdy nie miałem czasu na zajmowanie głowy „jakimiś głupotami, np. takimi jak kaszel”. A wszystko co dalej się wydarzyło zawdzięczam mojej obecnej żonie wtedy narzeczonej. Napady kaszlu jakie miałem bardzo ją denerwowały. Nie dawało się spać. Pewnego dnia podczas golenia wyczułem na szyi guzka ale od razu zwaliłem to na węzły chłonne. Kaszel czyli zwykła infekcja… Moja żona była innego zdania i dla jej spokoju i swojego od jej gadania (hehehe) poszedłem do lekarza. No i się zaczęło, oznaczenie tsh, usg, aż w końcu biopsja. Podejrzenie- rak tarczycy. Ale jak to przecież to zwykły kaszel… Dwa tygodnie później miały być wyniki. Pamiętam, że byłem w pracy. Telefon od narzeczonej „mam twoje wyniki, potwierdziło się Rak Brodawkowaty”. I to tyle co z tego dnia pamiętam… Zadawałem sobie pytanie co dalej przecież jesteśmy w trakcie załatwiania spraw związanych ze ślubem. Termin za dwa miesiące co robić. Ale determinacja mojej żony pokonała wszystko, włącznie z procedurami szpitalnymi. 2 tygodnie później byłem już na stole operacyjnym, jak Ona tego dokonała ? Nie wiem do dziś. Po operacji miałem Jeszcze dwa razy terapie jodową. Tydzień zamknięty w pokoju. na jodowany że można było za lampkę robić 🙂 W moim przypadku się udało, choć wszyscy wiemy, że nie zawsze tak bywa. Doceniajmy to co mamy, bo nie wiemy kiedy coś lub ktoś nam to zabierze