Czas oczekiwania na wyniki był dla mnie chyba jednym z najtrudniejszych. W głowie ciągle kotłowały się pytania: Konieczna będzie kolejna operacja? Znaleźli oprócz guza coś jeszcze? Co dalej ze mną? I w tym właśnie czasie trzeba wykazać się niesamowitą cierpliwością… Nic nie da się przyspieszyć. Nic nie zależy od nas. Trzeba tylko czekać i mieć nadzieję. Żeby nie zwariować w tym czasie bardzo ważne dla mnie było stworzenie sobie chociaż namiastki normalnego życia. Narzucenie sobie codziennych obowiązków i codziennych przyjemności. Plan dnia skrupulatnie realizowany. Pobudka skoro świt około 12 w południe śniadanie, spacer z psem, nauka angielskiego, francuskiego i rosyjskiego (zapał przeszedł mi po 3 tygodniach ale ciągle mam nadzieję, że wróci ;)), książka, film, rozmowy z bliskimi, spotkania z przyjaciółmi.
Dużą część dnia poświęcam na zdrowe odżywianie. Od wszystkich dookoła słyszę, że dieta antynowotworowa jest bardzo ważna. Każdy zna wiele produktów, a moja kochana mama jest w tym mistrzynią. Prawie codziennie podsuwa mi kolejne wynalazki, które ja z większą lub mniejszą pokorą włączam do diety Zaczęłam już przed operacją i cały czas dziwię się, że po takim połączeniu nie spędzam połowy dnia w łazience
Dzień zaczynam od nasion amarantusa, które podobnież są bogatym źródłem wapnia, żelaza, błonnika, nienasyconych kwasów tłuszczowych, cynku, potasu i fosforu. Następnie piję po kubku świeżego soku z buraka, marchwi i jabłka, naparu z liści papaji, naparu z liści pokrzywy, około litra zielonej herbaty prosto z Chin, ekologiczny sok z granatów, ekologiczny sok z noni, jem kilkanaście suszonych owoców goji, ostropest, który podobno rewelacyjnie działa na wątrobę mocno narażoną podczas chemii. Przed wlewami piłam jeszcze pół litra soku z grejpfruta i pomarańczy i jadłam kilka gorzkich jąder z pestek moreli. Wieczorem kolejna runda, czyli w rzeczywistości kiedy kończę ostatni specyfik zaczynam od nowa Jedno wiem na pewno trzeba mieć duuużo czasu i samozaparcia, by zdrowo się odżywiać