Powrót do rzeczywistości

Powoli zaczynam dochodzić do siebie… Jeszcze nie mam siły wstać, jeszcze mam światłowstręt ale już czuję, że z każdą chwilą będzie lepiej! Spod zasłoniętych rolet przebija piękne słońce i wiem, że za kilka dni będę mogła wystawić twarz do jego promieni :)

W środę w Centrum Onkologii znowu udało mi się „rozbić bank”. A nagrodą było pokłucie wszystkich czterech kończyn ;) Z prawej nogi próbowano pobrać mi krew do badania. Nie udało się igłą więc założyli mi wenflon. Niestety tym razem też nie poleciała. Po długich naradach konsylium złożonego z czterech pielęgniarek i ze mnie ustaliłyśmy, że kłujemy prawą rękę, czyli tą którą leczę z bólu od 6 tygodni… Było to jedyne wyjście. Prawą nogę trzeba było zostawić do podania chemii a lewej ręki przez rok po usunięciu węzłów nie mogę nadwyrężać. Ale i ona nie mogła być gorsza. Lekarka, aby potwierdzić, że guzek pod pachą to nic groźnego, zaleciła biopsję więc i lewa ręka dostała swoją porcję. Teraz we wszystkich miejscach kłucia wystąpiły przepiękne fioletowo- granatowe mazy… No ale jak się bierze w żyłę to nie ma się co dziwić ;)

Na szczęście to już ostatni raz! Kiedy leżę taka słaba i czekam, aż wrócą mi siły to zdanie sprawia, że mogę się uśmiechać :) Przeszłam kolejny etap!