Somewhere over the rainbow… :)

Przyjechałam na kolejny turnus w sanatorium ;) Nie było to łatwe, bo warunki na drodze były koszmarne. Wiatr szalał strasznie. Miałam naprawdę duży problem z utrzymaniem kierownicy. Okazuje się, że moje ręce i nogi nie są jeszcze w pełni sprawne. Odezwało się każde miejsce, które bolało po chemii i pacha, w której wycięte zostały węzły. W drodze miałam niesamowite szczęście. Nie mogłam za szybko jechać i prawie połowę autostrady przejechałam za tirem. Ręce zaczęły mnie bardzo boleć więc zatrzymałam się na stacji na kawę. Dzięki Bogu, że tak zrobiłam. Kilkadziesiąt kilometrów za stacją zobaczyłam przewróconego tira. To był ten, za którym wcześniej jechałam… Na szczęście chyba nikomu nic się nie stało.

Nawet nie wiem kiedy skończył się weekend. Cudowny rodzinno – przyjacielski czas. Czas spotkań, rozmów, intelektualnej karmy :) Całkowicie zapomniałam o leczeniu ale powrót tutaj nie był już tak straszny, jak tydzień temu. Tym razem jechałam jak do siebie, do znanych kątów i znajomych ludzi. Wiem już, że te 5 dni minie bardzo szybko i nim się obejrzę będzie znowu weekend i ja w Trójmieście :) W Bydgoszczy przywitała mnie tęcza. Czy to nie znak, ze to będzie dobry tydzień??? Czego sobie i Wam życzę :)