Tańce, hulanki, swawole :)

Ale się wybawiłam na weselu w sobotę :) Wytańczyłam, wyszalałam i napełniłam kolejnymi pokładami pozytywnej energii. Bałam się, że nie będę miała siły i nie dam rady ale wróciliśmy przed 5 rano, co mówi samo za siebie ;)

Było bardzo fajnie. Spotkałam się z całą rodziną. A niektórych nie widziałam od 11 lat :) Totalne oderwanie od procesu leczenia. Choć nie powiem chwilami było ciężko o nim zapomnieć, bo każdy pytał się co i jak. Ale to normalne. Martwią się i chcą wiedzieć jak się czuję i co mnie jeszcze czeka. Spotkałam się z tyloma oznakami sympatii, troski, wsparcia i usłyszałam tyle dobrych słów, że jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że jestem szczęściarą mając tak wspaniałych ludzi wokół siebie :)

Ubrałam piękną biało-czarną sukienkę i biały turban, na którym zawiązałam biało-czarną apaszkę. Nikt się dziwnie nie przyglądał. Rodzina wiedziała, że ostatnio wyrywanie włosów nabrało dla mnie nowego znaczenia a reszta chyba myślała, że specjalnie tak dobrałam nakrycie głowy ;) Gdy zdjęłam na chwilę turban, by pokazać jak wyglądam tym, którzy mnie jeszcze nie widzieli w takiej fryzurze, zauważyłam, że jeden z „obcych” patrzy z niedowierzaniem i kilka razy odwraca wzrok. Zaczęłam się śmiać ale pokornie ubrałam nakrycie głowy z powrotem, by nie peszyć za bardzo pozostałych gości ;)

Po Waszych sugestiach do stroju dorzuciłam kolorowe akcenty. Czerwone szpilki i czerwone kolczyki ;)