Bo Łyse jest piękne! ;)

Przed chemią lekarz poinformował mnie, że włosy zaczną wypadać w trzecim tygodniu po wlewie. Zaśmiałam się i powiedziałam: A to super na Sylwestra jeszcze będą ;)

Już na początku grudnia poszłam do swojego fryzjera i pierwszy raz powiedziałam mu, że może zrobić co tylko zachce, bo za miesiąc będę łysa. Zaczął, jak głupi, cieszyć się moją chorobą ;) Zrobił świetną fryzurę. Pierwszy raz w życiu miałam krótkie włosy i muszę przyznać, że całkiem mi się podobało.

Rano, 2,5 tygodnia po chemii, przeczesałam jak zwykle włosy i wszystko było w porządku. Prawie nic nie wypadało. Wzięłam kąpiel, umyłam głowę, zaczęłam rozczesywać włosy i szok… To nie było kilka włosów, to nie była garść wydawało mi się, że co najmniej połowa włosów została na grzebieniu… Myślałam, że jestem do tego przygotowana, śmiałam się przecież z tego, że wyjdą. Ale nie zdawałam sobie sprawy z tego jak wielkim wstrząsem będzie zobaczyć tyle własnych włosów. Za każdym razem gdy przeczesywałam dłońmi, wyciągałam ich tysiące. Straszne uczucie. Złapałam doła. Miotałam się nie wiedząc co zrobić. Z jednej strony wiedziałam, że konieczne jest ich ścięcie, z drugiej nie mogłam podjąć decyzji. A przecież mówiłam wcześniej, że jak tylko zobaczę jak wychodzą ogolę głowę.

Zadzwoniłam do przyjaciółki. Przyjechała następnego dnia z maszynką. Nadal nie mogłam się przełamać. Położyła maszynkę na stole i patrzyłyśmy się to na siebie to na nią. Ona otworzyła wino, ja piwo i próbowałyśmy jakoś zacząć. Motywowałam się raz po raz wyciągając kępki włosów z głowy… W końcu, po wypiciu przez ze mnie piwa, a przez nią wina (śmiałam się, że niezłą szachownicę mi zrobi na głowie po flaszce wina ;)) usiadłam na krześle i zaczęła. Trząsałyśmy się oby dwie. I dla mnie i dla niej było to naprawdę ciężkie przeżycie. Po ostrzyżeniu  całej głowy na 5 cm poszłyśmy do łazienki. Spojrzałam w lustrze na siebie i zaczęłam się śmiać, mówiąc przyjaciółce, że już pewnie od podstawówki chciała mnie tak oszpecić… ;) Widok siebie z takimi włosami i śmiech z siebie sprawił, że pogodziłam się z faktem utraty włosów. Postanowiłyśmy, że szalejemy dalej i powtórzyłyśmy cięcie tym razem na 3 cm. Już nie było stresu, tylko śmiech i żarty :) Codziennie dziękuję Bogu za to, że dał mi dystans do siebie i świata :) Niesamowicie pomocna w takich sytuacjach jest umiejętność śmiania się z siebie :)

Teraz uwielbiam swoje włosy :) Tak, mam włosy! Został mi co tysięczny ;) Ale mam szczęście, bo zostały idealnie na całej głowie! Nie mam łysych placków, a „lekko” przerzedzone 😉  Ostrzygłam się raz jeszcze na 1 cm i jestem zachwycona ile czasu udaje mi się zaoszczędzić na suszeniu, układaniu czy czesaniu ;) Nie chciałam peruki. Gdy przymierzyłam w sklepie, naprawdę ładną czułam się w niej źle. Zakupiłam więc dwie cudne chusty i w nich wychodzę „na miasto” ale nie wstydzę się swojej fryzury. Nie mam problemu z pokazywaniem się z gołą głową. Zawsze wtedy przepraszam za to, że się nie uczesałam ;) Czasami też mówię, że nie mogłam się rano zdecydować czy zakręcić, czy wyprostować czy też upiąć koka ;)