Bomba z opóźnionym zapłonem…

Za szybko obwieściłam dobre samopoczucie. W piątek skutki chemii dopadły mnie ze zdwojoną siłą. Spałam, budziłam się, spałam i tak przez cały czas. Problemem było każde wstanie do łazienki. Okazuje się, że po każdym wlewie dłużej dochodzę do siebie. Jeszcze nie jest lekko… Gdy człowiek czuje się fizycznie tak strasznie siada też psychika. Ciężko jest zrozumieć dlaczego trzeba się tak męczyć. Gdy jest się chorym dają leki, po których czujesz się lepiej. W tej sytuacji jest zupełnie na odwrót. Czujesz się rewelacyjnie, możesz przenosić góry, robią wlew i nagle nie masz siły przejść paru kroków…

Jednak jest coś co pomaga mi przetrwać takie chwile :) Sny. Mam to szczęście, że potrafię śnić :) W snach znowu mogę chodzić, biegać, śpiewać, kochać, śmiać się i cieszyć :) Podróżuję, zwiedzam Machu Picchu, spaceruję po Murze Chińskim, tańczę salsę w Hawanie i tango w Argentynie, oglądam wschód słońca na Seszelach a zachód na Bora-Bora. Jem śniadanie w portugalskiej Monsanto a kolację w Dubrowniku.

A kiedy budzę się myślę już niedługo. Jeszcze chwila i poczuję się lepiej. Jeszcze trochę. Skończy się leczenie i będę mogła to wszystko zrealizować.