Dlatego nie lubię lata!!!
Bo to wtedy wyczułam przysłowiowe pismo nosem, a tak naprawdę guza w prawej piersi, nie nosem oczywiście a ręką. Biegiem do przychodni, do mojej pani ginekolog, ale oczywiście LATO i urlopy, wiec trafiłam do lekarza rodzinnego. Później ze skierowaniem do poradni chorób sutka. Tam mammografia, usg i biopsja cienkoigłowa…czekanie na wyniki brrrr. No i przychodzi : bez śladów atypii! Chwila szczęścia, ulgi, ale to tylko chwila, bo po słowach pani doktor: ale to i tak trzeba wyciąć, dam pani skierowanie do chirurga przyszła chwila zastanowienia, przeczucie… i moje słowa: pani doktor ja jednak prosiłabym o skierowanie do onkologa. Dostałam i trafiłam do szpitala w Katowicach, tam szczegółowe badania i DIAGNOZA: nowotwór złośliwy niestety, ale proszę się nie martwić…będziemy leczyć.
Wszystko się zatrzymało…mój mózg się zatrzymał…może to świat się skończył….a przynajmniej mój świat!…ale i LATO się skończyło. Zaczęły się badania dodatkowe: scyntografia- czysto, usg- czysto, rtg płuc- czysto i myśl: TRZEBA WALCZYĆ!!!
A to już jesień- planowanie leczenia i pierwsza terapia- chemia- 4 czerwone i 12 białych. Pomyślałam sobie na początku: chemioterapia nie jest zła, ona zabija raka …
JEST ZIMA…i poszło nie najgorzej, bez skutków ubocznych. Po chemii operacja w Krakowie i znowu czekanie na wyniki…chemia zadziałała. Chwila oddechu pani Asiu i radioterapia.
W międzyczasie nastąpił kontakt z WAMI- ONKOREJSOWICZAMI(kocham, kocham, kocham ) i Marsz Granicami Polski, w troszkę ponad miesiąc po operacji- a co tam- jak szaleć to szaleć. I przyszła wspomniana już radioterapia- 5 tyg. podsmażania. Końcówka była ciężka, ale dałam radę, bo jak nie ja, to kto? A na deser do końca sierpnia trwająca „hercia”, czyli herceptyna, bo z racji, że u mnie nic nie dzieje się normalnie i gładko her2 mam dodatnie.
Jestem wdzięczna moim najbliższym za wsparcie- mam wspaniałą rodzinę….i pojawiliście się w moim życiu WY- onkorejsowicze… W doli i niedoli.
A teraz jest zima – czas i nadzieja na spełnianie marzeń!!!