Party time czyli pierwsza chemia…

Pierwszą chemię miałam 18 grudnia. Nie powiem stres był olbrzymi ale postanowiłam, że podejdę do tego jak do zadania, które muszę zrealizować i z uśmiechem na twarzy dam radę! :)

Lekarza miałam o 11.54 (tak to nie jest pomyłka 54 ;)). 3 godz. wcześniej musiałam zrobić badania krwi. Na wszelkie możliwe sposoby sprawdzili moją wątrobę, do tego morfologię i jonogram. Po badaniach człowiek ma chwilę dla siebie ;) Część osób czeka w szpitalu. Ja jakoś nie mogę. Mimo, że uważam Centrum Onkologii w Bydgoszczy za jedną z najbardziej przyjaznych dla pacjenta placówek, to jednak jest to szpital i chcę tam spędzać jak najmniej czasu. Pojechaliśmy więc do Centrum Handlowego po świąteczne prezenty oraz na kawę, wodę i coś do zjedzenia. Przed i po wlewie nie powinno się jeść niczego ciężkostrawnego, żeby ograniczyć możliwość wymiotów ale kawa i banan są jak najbardziej wskazane ;) Trzeba też pić bardzo dużo wody, bo podawane specyfiki mocno odwadniają.

W gabinecie lekarz zadał kilka pytań odnośnie skłonności do nudności i wymiotów, sprawdził wyniki, wypisał recepty na dodatkowe leki przeciwwymiotne, kazał je wziąć i czekać pod kolejnym gabinetem. Myślałam, że to już chemia ale nie. Po około godzinie pielęgniarka wyczytała moje nazwisko, założyła wenflon podała dwa zastrzyki w żyłę (przeciewwymiotny i osłonowy) i kazała czekać na ponowne wyczytanie. Minęły około 2 godziny i znowu mnie zawołano. Dostałam najpierw białą, potem czerwoną chemię, a na koniec dla rozluźnienia butlę magnezu. No i się zaczęło…

Poczułam się jak na naprawdę dobrej imprezie. Przeszłam jej wszystkie etapy. Na początku byłam rozbawiona i rozchichotana. Taki stan, w którym wydaje Ci się, że jesteś najbardziej czarującym człowiekiem na planecie i możesz wszystko ;) Później nastąpiła część poważnych, egzystencjalnych dywagacji, czyli etap bycia najmądrzejszą istotą na ziemi ;) A następnie powoli zaczął przychodzić złowieszczy kac… Najpierw mały ból głowy, który zmienił się w olbrzymi połączony z nudnościami i światłowstrętem. A na koniec osłabienie, brak koncentracji i tak wielka ignorancja umysłowa, że pozwalała skupić mi się jedynie na bardzo lekkich a zarazem głupich komediach… Nigdy nie miałam 5-dniowego kaca… Nie polecam… ;)